poniedziałek, 1 października 2012

Maraton w Kościerzynie oczami Michała

5 edycja jesiennego maratonu w Kościerzynie pozostawiła bardzo pozytywne wrażenia. Zawody rozegrane w chłodny, pochmurny dzień zgromadziły ponad 200 uczestników, co jest fenomenalnym wynikiem, jak na zawody lokalne. Dystans Giga wybrała garstka zawodników a podium obsadzili Bartosz, Robert Banachowie i Przemysław Ebertowski. Nasza grupa zajęła się dystansem Mega.
Pierwszy mój start w tym maratonie. Przyjeżdżamy na miejsce zawodów i zostajemy skierowani na parking jeśli tak można nazwać zabłoconą polanę z wystającymi krzakami. Tu duży minus dla organizatora. Biuro zawodów było umieszczone w budynku Centrum Kultury Kaszubskiej w Kościerzynie. Zapisy do zawodów poszły bezproblemowo, obsługa bardzo sprawnie zapisywała kolejnych zawodników.
Start dystansu Giga planowany był na 11, a zawodnicy na tym dystansie mieli do pokonania 85km, ale na mecie i tak wyszło koło 90km. Tutaj postanowiło wystartować zaledwie 13 śmiałków między innymi: Robert, Bartosz Banach, Przemysław Ebertowski, a nawet Rafał Słomczewski, który trenując amatorsko osiągnął bardzo wysoką formę.
Cała nasza trójka (Adam, Piotrek i Ja) wystartowaliśmy na dystansie Mega, 5 minut po starcie Gigowców. Mieliśmy do pokonania jedną dużą pętlę o długości 60km, chociaż na mecie liczniki pokazywały 64-66km.
Na początku zwyczajnie dziki szybki pęd. Piotrek rzucił się w pogoń zyskując kolejne pozycje, a ja starałem trzymać się jego koła. Na 8km dogoniliśmy grupkę między innymi z Mariuszem Golińskim i Marcinem Supersonem. Kilka kilometrów później udało nam się dojść następną grupkę i tak uformował się około 10 osobowy peleton. Niestety około 25km jadąc wąskim single trackiem przy jeziorze musiałem zahaczyć o jakiś pień lub korzeń i zaliczyłem tzw. dachowanie. Mimo bólu posiniaczonej nogi wsiadam na rower i próbuję gonić moją grupkę. Jedynie udaje mi się doganiać pojedynczych zawodników, którzy nie wytrzymywali tempa i koło 40km doganiam Marcina Supersona. Jadąc za nim wpadam ze zbyt dużą prędkością na wyrwę i zaliczam kolejne dachowanie, ale na szczęście bez większych konsekwencji. Od tego momentu postanawiam odpuścić, tym bardziej, że czułem brak energii.
 Na ostatnich kilometrach jadąc na ostatkach siły doganiam jedynie zawodnika z WKS Floty Gdynia, a potem tracę jeszcze kilka pozycji i na mecie melduje się na 24 miejscu. Piotrek natomiast wykonał kawał dobrej roboty - przyjechał na wysokim 9 miejscu z niewielką 13-minutową stratą do zwycięzcy Macieja Zielonki. Adam ukończył maraton na 63 miejscu.
Trasa zawodów była bardzo ciekawie poprowadzona poprzez malownicze krajobrazy wokół jezior i lasów. Były drogi polne, piaszczyste podjazdy, leśne single tracki wokół jezior, wyboiste zjazdy po kostce brukowej, stromy zjazd przy samym brzegu jeziora, gdzie można było wpaść do wody (widziano koła wystające z wody - Adam), około 2-3km asfaltu.
 Było wszystko co powinien mieć maraton MTB, choć Skandia w Gdańsku i maraton King Oscar w Gniewinie były znacznie trudniejsze. Na mecie według wysokości z mapy wyszło około 800 metrów przewyższeń co na 66km trasie MTB nie jest jakimś wygórowanym wynikiem.
Po wyścigu organizator zapewnił dobry, ciepły posiłek. Była możliwość zakupu herbaty, kawy bądź piwa.
Podsumowując uważam, że V Jesienny Maraton MTB w Kościerzynie był świetną, dopracowaną imprezą tylko organizatorzy powinni zadbać o normalny parking. Po powrocie do Trójmiasta odkryliśmy, że oderwał się kawałek przedniego zderzaka w naszym samochodzie.
galeria
wyniki
ślad GPS Michał

tekst Michał Dąbrowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz