Trasę
znaliśmy z treningów. Muszę przyznać ze pierwszy podjazd był z
góry znany jako najważniejszy element pętli. Bardzo podobny do
lokalnego Bike Toura z ul. Abrahama. Choć moim zdaniem momentami
troszkę bardziej wymagający.
Co
do organizacji - trzeba skrytykować regulamin sprzed epoki
regularnych imprez MTB. Kategoria Open 19-29 lat zamiast 19 wzwyż.
Ale tak to jest jak się zabierają do tego osoby które nie mają z
MTB nic wspólnego.
Godzina
startu została zmieniona, Weterani mieli startować o 15:00 lecz wg.
organizatora było zbyt mało uczestników i postanowił wypuścić
wszystkich na trasę o godz. 12:30. Co prawda trasa była świetna
ale organizacja to jakieś nieporozumienie.
Start
odbył się ostro, na początku runda rozjazdowa wokół stadionu,
trzeba było uważać na barierki.
Następnie
bardzo długi podjazd, w końcowej fazie można było pomyśleć o
zrzucaniu biegów i stanąć na pedałach w celu mocnego
przyspieszenia.
Następna
faza wyścigu odbywała się, po podjeździe. Następnie szybki
zjazd, ale żeby dotrzeć dalej trzeba było pokonać dość
niebezpieczny uskok. Tego elementu obawiałem się najbardziej, ale
gleby nie zaliczyłem wiec chyba dobrze było.
Zjazd
gdzie na lajcie jechało się 45 km/h następnie ostry skręt w prawo
(szeroki nawrót). Kawałek płaszczyzny - można było sięgnąć po
bidon, przejeżdżając przez punkt kontrolny. Po chwili następny
podjazd, tym razem trochę mniej wymagający. W końcówce troche
korzeni, które potrafiły wybić z rytmu. Trzeba było dać z siebie
wszystko żeby szybko podjechać ponieważ po podjeździe skręt w
lewo i zjazd gdzie można było odsapnąć. Zjazd aż do mety.
Było
tak parno i gorąco że szybko się kończył płyn w bidonie. Na
czwartym kółku zacząłem oszczędzać, ale jeden bidon okazał się
zbyt małym źródłem energii. Ostatnie okrążenie które byłem w
stanie tego dnia pojechać (czyli 8) przebyłem na niemal suchym
gardle. Na podjeździe myślałem że umrę. Następnym razem na
zawody XC muszę kogoś wziąć do podawania bidonów. Jeden to zbyt
mało na tego typu zawody, no ale uczymy się na błędach.
Trasa
nie była dość dobrze oznakowana. Przy ostatnim zjeździe można
było pomylić trasę i pojechać rozpędzonym rowerem do góry. Ja
tak zrobiłem. Ta droga powinna być zamknięta taśmą. Później na
następnych kółkach stał jakiś człowiek i pilnował żeby nikt
nie wjechał, ale trzeba było pomyśleć wcześniej. I ten gość
pałętający się po trasie na Quadzie grrr - Adam
Dwa
kółka jechało się w korku na pierwszym podjeździe. Wyprzedzałem
w pierwszych fazach jak jeszcze się dało (jak jeszcze było
wystarczająco watów w nogach). Po prawej lub lewej stronie, ale
trzeba było to zrobić wystarczająco szybko by wjechać w środek
ponieważ dalej były wyry zrobione przez deszcz.
Na
Pomorzu jest zbyt mało imprez MTB miejmy nadzieję że GOSiR na
stałe zagości w naszym kalendarzu w przyszłym roku z nieco lepiej
dopracowanym regulaminem oraz organizacją.
Tekst– Piotr Habaj
Zdjęcia Marcin Lipiecki
Zdjęcia Marcin Lipiecki