poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Gdynia XC oczami Piotra

Maraton XC w Gdyni od początku ciekawie się zapowiadał. Klub Trek Gdynia prowadził zajęcia praktyczne oraz teoretyczne przygotowujące do startu. Muszę przyznać ich przebieg był bardzo intersujący. Przypomniały mi się lata szkolne :D
Miejmy nadzieje że nie skończy to się na pierwszym razie. Czekamy na kolejne wykłady z MTB.
Trasę znaliśmy z treningów. Muszę przyznać ze pierwszy podjazd był z góry znany jako najważniejszy element pętli. Bardzo podobny do lokalnego Bike Toura z ul. Abrahama. Choć moim zdaniem momentami troszkę bardziej wymagający.
Co do organizacji - trzeba skrytykować regulamin sprzed epoki regularnych imprez MTB. Kategoria Open 19-29 lat zamiast 19 wzwyż. Ale tak to jest jak się zabierają do tego osoby które nie mają z MTB nic wspólnego.
Godzina startu została zmieniona, Weterani mieli startować o 15:00 lecz wg. organizatora było zbyt mało uczestników i postanowił wypuścić wszystkich na trasę o godz. 12:30. Co prawda trasa była świetna ale organizacja to jakieś nieporozumienie.
Start odbył się ostro, na początku runda rozjazdowa wokół stadionu, trzeba było uważać na barierki.
Następnie bardzo długi podjazd, w końcowej fazie można było pomyśleć o zrzucaniu biegów i stanąć na pedałach w celu mocnego przyspieszenia.
Następna faza wyścigu odbywała się, po podjeździe. Następnie szybki zjazd, ale żeby dotrzeć dalej trzeba było pokonać dość niebezpieczny uskok. Tego elementu obawiałem się najbardziej, ale gleby nie zaliczyłem wiec chyba dobrze było.
Zjazd gdzie na lajcie jechało się 45 km/h następnie ostry skręt w prawo (szeroki nawrót). Kawałek płaszczyzny - można było sięgnąć po bidon, przejeżdżając przez punkt kontrolny. Po chwili następny podjazd, tym razem trochę mniej wymagający. W końcówce troche korzeni, które potrafiły wybić z rytmu. Trzeba było dać z siebie wszystko żeby szybko podjechać ponieważ po podjeździe skręt w lewo i zjazd gdzie można było odsapnąć. Zjazd aż do mety.
Było tak parno i gorąco że szybko się kończył płyn w bidonie. Na czwartym kółku zacząłem oszczędzać, ale jeden bidon okazał się zbyt małym źródłem energii. Ostatnie okrążenie które byłem w stanie tego dnia pojechać (czyli 8) przebyłem na niemal suchym gardle. Na podjeździe myślałem że umrę. Następnym razem na zawody XC muszę kogoś wziąć do podawania bidonów. Jeden to zbyt mało na tego typu zawody, no ale uczymy się na błędach.
Trasa nie była dość dobrze oznakowana. Przy ostatnim zjeździe można było pomylić trasę i pojechać rozpędzonym rowerem do góry. Ja tak zrobiłem. Ta droga powinna być zamknięta taśmą. Później na następnych kółkach stał jakiś człowiek i pilnował żeby nikt nie wjechał, ale trzeba było pomyśleć wcześniej. I ten gość pałętający się po trasie na Quadzie grrr - Adam
Dwa kółka jechało się w korku na pierwszym podjeździe. Wyprzedzałem w pierwszych fazach jak jeszcze się dało (jak jeszcze było wystarczająco watów w nogach). Po prawej lub lewej stronie, ale trzeba było to zrobić wystarczająco szybko by wjechać w środek ponieważ dalej były wyry zrobione przez deszcz.
Na Pomorzu jest zbyt mało imprez MTB miejmy nadzieję że GOSiR na stałe zagości w naszym kalendarzu w przyszłym roku z nieco lepiej dopracowanym regulaminem oraz organizacją.
Tekst– Piotr Habaj
Zdjęcia Marcin Lipiecki