niedziela, 1 lipca 2012

Lekka Cartusia MTB. Relacja Adama Świecy


W odległości zaledwie 50km od 3miasta 30 czerwca odbył się bardzo przyjemny i lekki maraton MTB. Złota Góra - centrum zawodów - leży bezpośrednio nad jeziorem Brodno Wielkie. Trasa rozplanowana w tamtejszym „miedzyjeziornym” zakątku została przygotowana z myślą o niedzielnych zawodnikach. 25km pętla przy niecałych 200m przewyższeń nie sprawiła nikomu problemu.
Biuro zawodów umieszczono w budynku przystani jachtowej. Kilkaset metrów dalej znajdowała się linia startu-mety. Muszę przyznać, że ta okolica jest bardzo malownicza. Kaszuby, jeziora, folklor, przyroda, krowy... Znakomite miejsce na urlop.
Wiele z osób zaangażowanych w organizację rajdu było ubrane w stroje ludowe. Dałbym głowę, że bufet na 17km pętli obsługiwał zespół Jarzębina. Do wyboru: woda z miodem, cytryną, miętą, a nawet - to nie żart - nalewka. Plusy za dostęp do pryszniców i masażystek. Poważne podejście do kwestii medycznych. Na etykiecie startowej zawodnicy umieszczali dokładne dane (grupa krwi, uczulenia, leki, itp.). Myjka do roweru się nie przydała. Rowerki przemyte przez oberwanie chmury.
Równie łatwej trasy chyba nie da się odnaleźć w TPK. Duża część dystansu prowadziła asfaltem. Naliczyłem może 3 trudniejsze zjazdy. Następnym razem zabiorę tu całą rodzinę. Ale nie w charakterze obserwatorów zmagań kolarzy czy regat żaglówek. To zawody dla mam, cioć i wujków. I nie brakowało ludzi na składakach, bez kasków, dzieci i innych niedzielnych rowerzystów. Naprawdę nie spodziewałem się spotkać kilku znajomych z 3miasta.
Do wyboru jedna, dwie lub trzy pętlę. Wybrałem dystans mega – 2 pętle, w sumie niecałe 50km. Na trasie twarda ziemia, nieco żwiru, ledwie kilka metrów piachu. Kilka kilometrów asfaltem oraz kostką brukową. Tubylcy kibicowali i byli pozytywnie nastawieni. Ciekawy motyw stanowiły malutkie, zielone groty strzałek jako drogowskazy. Na pierwszej pętli drogę zgubiłem ledwie 3 razy. Potem zrozumiałem, że muszę koncentrować się w pierwszej kolejności na poszukiwaniu wzrokiem drogowskazów. Grocik raz na kamieniu, drugi raz na drodze czy drzewie. W okolicy wsi Przewóz strzałka została prawdopodobnie namalowana na kurze, bo na drugiej pętli też jej nie odnalazłem.
Zawodnicy startowali w grupach piętnastoosobowych co około 10 minut od godziny 10:30. Nie było istotne w której grupie – sektorze byłeś. Za liczenie czasu odpowiadał chip zwracany po przekroczeniu mety. Dzięki zwrotnemu chipowi opłata startowa to tylko 40zł. Nie pożałowałem wyboru dystansu. Podczas przejażdżki po kaszubskich wyżynach raz po raz pokropiło. Jednak kilka minut po osiągnięciu przeze mnie mety rozpętało się piekło. Z nieba zstąpił kataklizm! Na jeziorze widać było fale deszczu pchane przez silny wiatr. Drugi brzeg przepadł za ścianą wody. Co przeżywali kolarze na trzeciej pętli?
W związku z niewyczynowym charakterem imprezy klasyfikacja nie była prowadzona. Każdy dostawał bezpośrednio na mecie medal ufundowany przez sponsora – lokalne piwo Amber. Ciekawostką był właśnie żeton na piwo. Nie zabrakło tradycyjnego makaronu z wyjątkowo przesmacznym, aromatycznym sosem.
Cartusia MTB była bardzo przyjemnym i poważnym treningiem. Jednocześnie jest to właściwy rajd dla zupełnych amatorów. Twój lubiący piwo i hamak wujek świetnie by się tu czuł.
Tekst – Adam Świeca