W
odległości zaledwie 50km od 3miasta 30 czerwca odbył się bardzo przyjemny i
lekki maraton MTB. Złota Góra - centrum zawodów - leży bezpośrednio nad jeziorem
Brodno Wielkie. Trasa rozplanowana w tamtejszym „miedzyjeziornym”
zakątku została przygotowana z myślą o niedzielnych zawodnikach.
25km pętla przy niecałych 200m przewyższeń nie sprawiła nikomu
problemu.
Biuro
zawodów umieszczono w budynku przystani jachtowej. Kilkaset metrów
dalej znajdowała się linia startu-mety. Muszę przyznać, że ta
okolica jest bardzo malownicza. Kaszuby, jeziora, folklor, przyroda,
krowy... Znakomite miejsce na urlop.
Wiele
z osób zaangażowanych w organizację rajdu było ubrane w stroje
ludowe. Dałbym głowę, że bufet na 17km pętli obsługiwał zespół
Jarzębina. Do wyboru: woda z miodem, cytryną, miętą, a nawet - to nie żart - nalewka. Plusy za dostęp do pryszniców i masażystek. Poważne
podejście do kwestii medycznych. Na etykiecie startowej zawodnicy
umieszczali dokładne dane (grupa krwi, uczulenia, leki, itp.). Myjka
do roweru się nie przydała. Rowerki przemyte przez oberwanie
chmury.
Równie
łatwej trasy chyba nie da się odnaleźć w TPK. Duża część
dystansu prowadziła asfaltem. Naliczyłem może 3 trudniejsze
zjazdy. Następnym razem zabiorę tu całą rodzinę. Ale nie w
charakterze obserwatorów zmagań kolarzy czy regat żaglówek. To
zawody dla mam, cioć i wujków. I nie brakowało ludzi na
składakach, bez kasków, dzieci i innych niedzielnych rowerzystów.
Naprawdę nie spodziewałem się spotkać kilku znajomych z 3miasta.
Do
wyboru jedna, dwie lub trzy pętlę. Wybrałem dystans mega – 2
pętle, w sumie niecałe 50km. Na trasie twarda ziemia, nieco żwiru,
ledwie kilka metrów piachu. Kilka kilometrów asfaltem oraz kostką
brukową. Tubylcy kibicowali i byli pozytywnie nastawieni. Ciekawy
motyw stanowiły malutkie, zielone groty strzałek jako drogowskazy.
Na pierwszej pętli drogę zgubiłem ledwie 3 razy. Potem
zrozumiałem, że muszę koncentrować się w pierwszej kolejności
na poszukiwaniu wzrokiem drogowskazów. Grocik raz na kamieniu, drugi
raz na drodze czy drzewie. W okolicy wsi Przewóz strzałka została
prawdopodobnie namalowana na kurze, bo na drugiej pętli też jej nie
odnalazłem.
Zawodnicy
startowali w grupach piętnastoosobowych co około 10 minut od
godziny 10:30. Nie było istotne w której grupie – sektorze byłeś.
Za liczenie czasu odpowiadał chip zwracany po przekroczeniu mety.
Dzięki zwrotnemu chipowi opłata startowa to tylko 40zł. Nie
pożałowałem wyboru dystansu. Podczas przejażdżki po kaszubskich
wyżynach raz po raz pokropiło. Jednak kilka minut po osiągnięciu
przeze mnie mety rozpętało się piekło. Z nieba zstąpił
kataklizm! Na jeziorze widać było fale deszczu pchane przez silny
wiatr. Drugi brzeg przepadł za ścianą wody. Co przeżywali kolarze
na trzeciej pętli?
W
związku z niewyczynowym charakterem imprezy klasyfikacja nie była
prowadzona. Każdy dostawał bezpośrednio na mecie medal ufundowany
przez sponsora – lokalne piwo Amber. Ciekawostką był właśnie
żeton na piwo. Nie zabrakło tradycyjnego makaronu z wyjątkowo
przesmacznym, aromatycznym sosem.
Cartusia
MTB była bardzo przyjemnym i poważnym treningiem. Jednocześnie
jest to właściwy rajd dla zupełnych amatorów. Twój lubiący piwo
i hamak wujek świetnie by się tu czuł.
Tekst
– Adam Świeca