wtorek, 26 czerwca 2012

MTB Korona Północy Iława. Relacja Marty Kamińskiej

Zdążyć przed pociągiem :)
Organizator na odprawie poinformował wszystkich zakaskowanych, iż wszelkie niekontrolowane przejazdy przez tory tuż przed nadjeżdżającym pojazdem PKP zakończą się dyskwalifikacją poruszającego się rowerem (maszynista zachowa stanowisko). Pojawił się we mnie wewnętrzny sprzeciw. Jeśli zdążę to powinno być to nagrodzone, uwiecznione fotografią a na mecie koszulką dla najodważniejszego. :P Jeśli nie zdążę i spotkam się z pkp na torach, oko w oko to już inna sprawa... No ale żeby jeszcze dnf-a dowalać... Niestety pociąg nie raczył przybyć gdy dwukrotnie przekraczałam przejazd przez torowisko...
Ale zacznijmy od początku. 50 zł wpisowe. Uszczuplenie majątku o powyższą kwotę w biurze startowym jest równoznaczne z zaopatrzeniem przez organizatora w urządzenie od czasu do czasu pipczące na trasie. No dobrze, może pipczeć ale chociaż przy przejazdach przez linię startu/mety. Zapłaciłam więc, odebrałam numerek, odblask (aby pociąg widział że rozjeżdża rowerzystę a nie sarnę), a ilość zipów równa liczbie otworów w tabliczce na kierownicę wprawiła mnie w wielką euforię. Pamiętając ostatni Family Cup zostawiłam jednego zipa - gdyż tam wydają tylko 2. Może zawodnicy PRO wiedzą jak skutecznie zamontować numer za ich pomocą, a pewnie czołowi PRO robią to jednym zipem. Ja niestety potrzebuję 3-4 szt).
Na starcie – mini miasteczko, mini liczba zawodników, kameralnie, piknikowo, muzyka grała - aż się wystartować nie chciało :) Trasa bardzo szybka (chociaż maratonu w Wejherowie chyba nic nie jest w stanie pod tym względem przebić) Komary dawały za wygraną. Oznakowanie minimalistycznie poprawne (podobno ze względu na ochronę przyrody...). Prawie udało mi się nie pomylić trasy. :P
Wielką atrakcję stanowiły kałuże, które w imię idei, iż prawdziwy kolarz nie traci cennych sekund na objazd bokiem tylko śmiga przez sam środek - zalewały raz jeden raz drugi but. Napęd chwilkę pozgrzytał, ale nie takie błoto widział więc nie marudził zbytnio i współpracował dalej.
Byłam pod wielkim wrażeniem błyskawicznego działania wydawanych komunikatów w czasie jazdy. Na "prawa wolna" wszyscy zjeżdżali na lewo i odwrotnie... Bo ile to razy zastanawiałam się czy osoba jadąca przede mną rozumie po polsku... Nie porównujmy jednak "towarzyskiej Iławy" do medialnej Skandii, gdzie aby zrobić sobie zdjęcie i przejechać po śladach opon czołowych polskich zawodników zjeżdża cały świat... Po Iławskim ściganiu utwierdziłam się w przekonaniu, iż nie tylko mam niesamowicie równe tempo jazdy, które przyciąga jak magnes do tylnego koła ale też nie wyglądam z tamtej perspektywy tak tragicznie skoro jakakolwiek propozycja zamiany miejsc spotyka się z wielkim oburzeniem. A przecież powinnam się cieszyć z możliwości jazdy cały czas na czele 2 osobowego peletonu. Jednak robienie za "lokomotywę" bywa męczące...
Podsumowując - oprócz pulsometru nic nie pipczyło... Naliczyłam na trasie dwie górki gdzie wypadało zdecydowanie zrzucić z blatu (x2 okrązenia = 4 zrzucenia). Podobno był bufet... Kończąc pierwsze okrążenie jakiś Pan próbował wcisnąć mi butelkę z wodą... Nieufna jestem od obcych picia nie biorę. Z resztą za 50 zł wolałabym "łyknąć" z kubka... Nie zapominajmy jednak o ochronie środowiska... Bardzooooo dużym plusem były prysznice udostępnione dla zawodników przez obiekt sportowy w Iławie. Czyste pachnące - żyć nie umierać... Po tym odświeżeniu nic nie było w stanie mnie zabić. Nawet posiłek regeneracyjny w postaci słonej jak morze Czerwone grochówki... Jeśli tak się żywi team który jest głównym organizatorem cyklu Korona Północy to strach za nimi jechać :P
Oprócz zajęcia 4 miejsca na dystansie 43 km, miałam zaszczyt towarzyszyć jako eskorta  do miejskiego szpitala zawodniczce, która padła ofiarą zębatki WŁASNEGO roweru. Szpital w Iławie (UWAGA) słynie na całą Polskę z naprawy stawów biodrowych. Gdyby też ktoś szukał jogurtu naturalnego z łyżeczką gratis – polecam szpitalny sklepik.
Kolejny przystanek Korony Północy – Susz (może zaserwują makaron....).
zdjęcia organizatora
tekst. Marta Kamińska