sobota, 5 maja 2012

Jurajski Szlak Rowerowy Orlich Gniazd. Podróż Adama Świecy


Majówka to idealny czas na dłuższą wyprawę. Od lat szukałem odpowiedniego momentu by pokonać wyzwanie Wyżyny Krakowsko – Częstochowskiej. Obszar ten posiada szczególne walory krajoznawcze. Jest gęsto usiany szlakami rowerowymi, a podłoże gwarantuje satysfakcję każdego wielbiciela MTB. Liczne skały wapienne wyglądają niezwykle malowniczo, ale moim zdaniem największymi atrakcjami są dziesiątki wspaniałych ruin zamków.
Wyprawę rozpocząłem późnym wieczorem w Krakowie, pod Wawelem. Nabrzeże Wisły to miejsce chętnie odwiedzane przez zakochane pary. Zdawało się, że w ciemności trawnika kryły się całe tłumy. Nieomal żałowałem, że podróżuję sam. Pożegnałem Bazyliszka i pognałem w kierunku Krakowskich Bronowic, gdzie rozpoczyna się szlak. Rozbiłem się niespełna kilometr za Krakowem w pierwszym nadającym się do tego miejscu.
O poranku nie straciłem czasu na żadne dojazdy, byłem już w drodze. Pogoda od kilku dni raczyła bezchmurnym niebem i wysoką temperaturą.
Minąłem stawy hodowlane i zapuściłem się w głęboką dzicz.

Ścieżka na początku prowadziła skrajem lasu.

Ławki i tablice przyrodniczo – naukowe, są idealnym miejscem na chwilę odpoczynku.

Śmietniska nadal stanowią wielki problem w polskich lasach.

Kolejne kilometry prowadziły szczytami wzgórz.

Na Jurze znajduje się wiele stadnin i kilkudziesięciokilometrowy szlak konny.

Nawet zwykła leśna droga cieszy oko pięknem przyrody. Zwłaszcza, że w oddali już widać zamek Tęczyn.
Jeszcze tylko szybki przejazd Krakowską Drogą i można się cieszyć tym nieoszlifowanym diamentem wśród polskich ruin.
Tęczyn jest położony na krawędzi z dawna wygasłego wulkanu. Z przeciwległej krawędzi rozpościera się przewspaniały widok na majestatyczną budowlę i otaczającą zieleń. Zamek dumnie góruje nad okolicą.

Niech liczba szlaków przecinających się u podnóża góry zamkowej świadczy o tym jak atrakcyjne to miejsce.
Następnie, zgodnie z wytyczonym przez PTTK szlakiem czerwonym udałem się do pobliskich Krzeszowic. Warto odwiedzić tamtejszy park.
Kolejnym przystankiem była dolina Eliaszówki. Imponujący Diabelski Most, a także Klasztor w Czernej to miejsca warte zobaczenia.
Klasztor położony jest wysoko, co oznacza konieczność podprowadzenia roweru kilkaset metrów. Na szczęście zjazd wszystko wynagradza. Sama grawitacja dała mi 63 km/h na liczniku przed dohamowaniem.

Źródło św. Eliasza w bezpośrednim sąsiedztwie drogi jest doskonałym miejscem do napełnienia wszystkich zbiorników.
Pomimo łatwej, asfaltowej drogi kolejne kilometry pod górę i ten znak nie napawają optymizmem.

Piękny drewniany kościół w Paczółtowicach.

Wygląda na to, że muszę jak najszybciej dostać się do Olkusza. Tam z pewnością znajdę schronienie przed pierwszą i największą popołudniową burzą tej wyprawy.

Nie zdążyłem nawet odwiedzić szczytu Przewoźnikowej – jednej z najpiękniejszych skał wapiennych Jury.
Deszcz dopadł mnie kilometr przed wsią Zawada I. Pognałem do pierwszego domu i skryłem się we wnęce przy wejściu. W ścianie wody kryły się gęsto kilku centymetrowe kule gradowe. Całe szczęście nie dość zmrożone. Uderzenia nie były bardzo dotkliwe.

Po godzinie mogłem ruszać, obserwując chmury pary toczące się nad rozgrzaną ziemią. Dzień zbliżał się ku końcowi. Tymczasem powinienem dostać się do Kluczy przed godziną 19 gdzie umówiłem się z przyjaciółmi na grilla.

Po drodze świeżo zabezpieczona ruina zamku Rabsztyn. Budowla została doprowadzona do stanu umożliwiającego udostępnienie jej turystom. Jeszcze wiele warowni czeka by o nie zadbać.

Dzień żegnałem z przyjaciółmi w okolicach stawu Czerwonego i pustyni Błędowskiej

Pobliskie zbiorniki wodne, są bardzo chętnie odwiedzane przez wędkarzy.

Poranek rozpoczęliśmy od śniadania i inspekcji w jaskini Rudnickiej.

W południe pożegnałem się i wróciłem na szlak przy kamieniołomie Cieszyniec.

Przede mną długa droga w upale. Całe szczęście odcinki leśne pozwalają na chwilę oddechu.

Podczas podróży często spotykałem innych turystów.

Kolejnym istotnym punktem wyprawy były okolice Bydlina. Twierdza obecnie w remoncie. Jakkolwiek to zabrzmi - wyjątkowo atrakcyjnym dla oka wydał mi się cmentarz i kaplica z XVIII w.

Podczas podróży liczne flagi przypominają, że majówka to przede wszystkim święta pracy, flagi i konstytucji.
Uwielbiam szerokie, szybkie, żwirowe dukty.
Nie przepadam za deszczowymi chmurami nad doliną Wodącej.

Zdążyłem jeszcze odwiedzić ruinę zamku Smoleń.

Odczekałem kilka minut pod wiatą przy parkingu i wybrałem się do Ogrodzieńca, gdy deszcz nieco zelżał.
Niestety w drodze deszcz nieco się wzmógł i mijając strażnicę Ryczów byłem już przemoczony.

Ogrodzieniec to perła wśród Jurajskich zabytków i symbol tej krainy. Tego dnia zamek szturmowały tysiące turystów.
W okolicy znajduje się także drewniana twierdza Birów i Skalne Miasto. Najwyższy szczyt 515,5 m n.p.m. i jedno z wielu rewelacyjnych ścianek wspinaczkowych, w które obfituje Wyżyna Krakowsko – Częstochowska.
Powoli trzeba było zwiększyć tempo, by do zmroku przejechać jakiś rozsądny odcinek.

Widok na skałę Rzędową i jeden z setek mijanych krzyży.

Polska przyroda to skarb.

Z daleka zobaczyłem wyjątkowego Okiennika Wielkiego.

Wkrótce zamek Bąkowiec w Morsku, który jest atrakcją przyciągającą turystów do ośrodka wczasowego.
Powoli zapuszczałem się w obszary o piaszczystym podłożu.

Góra Zborów położona przy drodze 792 była dla mnie odkryciem tej podróży. Przewspaniały widok na dziesiątki ogromnych skał wapiennych wynagradzał wszelkie trudy podróży. Poszarpany szczyt bardzo mocno góruje nad okolicą, pozwalając dojrzeć zamki Bąkowiec i Bobolice.

Po drodze do Bobolic zdążyłem umyć ręce w Białce obok Zdowa. Prawdziwa awangarda.

Niebo daje znać, że to koniec podróży na dziś.

Drugi dzień podróży zakończyłem oglądając świeżo odbudowany zamek Bobolice. Grzęda Mirowsko – Bobolicka to rozciągnięte na 2 km wybrzuszenie skalne, na którego końcach znajdują się bliźniacze zamki. Legenda głosi, że pomiędzy zamkami ciągnie się tunel. Okolica ta należy do najwspanialszych na Jurze.

Widok na zamek z namiotu. Następnego dnia postanowiłem wstać już o 4:30 by szybko zdobyć ostanie 50 km i Jasną Górę  w Częstochowie. Niestety deszcz padał aż do 8 rano.

Pasażer na gapę.
Odświeżona deszczem okolica zamku Mirów. Ta twierdza czeka w następnej kolejności na odbudowę przez rodzinę Laseckich.
Grzęda Mirowsko – Bobolicka stanie się magnesem przyciągającym turystów na poziomie Ogrodzieńca.

Po kilku asfaltowych kilometrach czekały mnie najtrudniejsze leśno – piaszczyste odcinki terenowe.

Normalnie taka droga na Maratonie MTB nie byłaby niczym nadzwyczajnym i pokonałbym ją ze średnią prędkością przekraczającą 20 km/h. Zważając jednak na nagromadzone zmęczenie i ciężki plecak – odcinek między Moczydłem a Suliszowicami był prawdziwym wyzwaniem.

Po drodze odwiedziłem pozostałości ciekawego zamku zbójeckiego Ostrężnik. Pod skałą bije okresowe Źródło Zdarzeń.
Niedaleko znajduje się Złoty Potok i bardzo atrakcyjna dolina Wiercicy.

Uroczy, drewniany kościół w Zrębicach.

Już tylko 6 km do Olsztyna. Trzeba pędzić bo pada coraz bardziej.

Na szczęście deszcz odpuścił. Pogoda pozwoliła zwiedzić olbrzymi masyw skalny będący podwaliną największego obszarowo zamku na Jurze. Niestety ze średniowiecznego Olsztyna zostały tylko 2 wieże.
Można poświęcić kilka godzin na kontemplacji wzgórza zamkowego i widoku na Sokole Góry oraz Częstochowę. Zostało już niecałe 20 łatwych kilometrów. Po drodze mijałem ciekawe Góry Towarne – jeden z najbardziej wysuniętych na północ obszarów z charakterystycznymi skałami wapiennymi.

W okolicach Częstochowy w głębokim lesie postanowiłem położyć się na plecach. Musiałem trochę odpocząć. Zostało jeszcze tylko 9 km, ale bagaż ciążył niesamowicie. Widok na drzewa i niebo był swoistym pożegnaniem z dziczą.
Przed 15 przejechałem obok starego rynku w Częstochowie i dojechałem do Jasnej Góry. Pokonałem w sumie 230km ze średnią prędkością 14,5 km/h. Jurajski szlak rowerowy Orlich Gniazd to jedna z najważniejszych tras polskiego rowerzysty – turysty. Świetnie oznaczona, różnorodne rodzaje dróg: leśne, szutrowe, czasem dla wytchnienia asfaltowe. To była najlepsza majówka.
Moja grupa przeniosła się na www.team.cyklo.pl
Relacja ukazała się także na www.koloroweru.pl