Majówka to
idealny czas na dłuższą wyprawę. Od lat szukałem odpowiedniego momentu by
pokonać wyzwanie Wyżyny Krakowsko – Częstochowskiej. Obszar ten posiada
szczególne walory krajoznawcze. Jest gęsto usiany szlakami rowerowymi, a
podłoże gwarantuje satysfakcję każdego wielbiciela MTB. Liczne skały wapienne
wyglądają niezwykle malowniczo, ale moim zdaniem największymi atrakcjami są
dziesiątki wspaniałych ruin zamków.
Wyprawę
rozpocząłem późnym wieczorem w Krakowie, pod Wawelem. Nabrzeże Wisły to miejsce
chętnie odwiedzane przez zakochane pary. Zdawało się, że w ciemności trawnika
kryły się całe tłumy. Nieomal żałowałem, że podróżuję sam. Pożegnałem
Bazyliszka i pognałem w kierunku Krakowskich Bronowic, gdzie rozpoczyna się
szlak. Rozbiłem się niespełna kilometr za Krakowem w pierwszym nadającym się do
tego miejscu.
O poranku nie
straciłem czasu na żadne dojazdy, byłem już w drodze. Pogoda od kilku dni
raczyła bezchmurnym niebem i wysoką temperaturą.
Minąłem stawy
hodowlane i zapuściłem się w głęboką dzicz.
Ścieżka na
początku prowadziła skrajem lasu.
Ławki i
tablice przyrodniczo – naukowe, są idealnym miejscem na chwilę odpoczynku.
Śmietniska
nadal stanowią wielki problem w polskich lasach.
Nawet zwykła
leśna droga cieszy oko pięknem przyrody. Zwłaszcza, że w oddali już widać zamek
Tęczyn.
Jeszcze tylko szybki przejazd Krakowską Drogą i można się cieszyć tym nieoszlifowanym diamentem wśród polskich ruin.
Tęczyn jest położony na krawędzi z dawna wygasłego wulkanu. Z przeciwległej krawędzi rozpościera się przewspaniały widok na majestatyczną budowlę i otaczającą zieleń. Zamek dumnie góruje nad okolicą.
Jeszcze tylko szybki przejazd Krakowską Drogą i można się cieszyć tym nieoszlifowanym diamentem wśród polskich ruin.
Tęczyn jest położony na krawędzi z dawna wygasłego wulkanu. Z przeciwległej krawędzi rozpościera się przewspaniały widok na majestatyczną budowlę i otaczającą zieleń. Zamek dumnie góruje nad okolicą.
Niech liczba
szlaków przecinających się u podnóża góry zamkowej świadczy o tym jak
atrakcyjne to miejsce.
Następnie,
zgodnie z wytyczonym przez PTTK szlakiem czerwonym udałem się do pobliskich
Krzeszowic. Warto odwiedzić tamtejszy park.
Kolejnym
przystankiem była dolina Eliaszówki. Imponujący Diabelski Most, a także
Klasztor w Czernej to miejsca warte zobaczenia.
Klasztor położony jest wysoko, co oznacza konieczność podprowadzenia roweru kilkaset metrów. Na szczęście zjazd wszystko wynagradza. Sama grawitacja dała mi 63 km/h na liczniku przed dohamowaniem.
Klasztor położony jest wysoko, co oznacza konieczność podprowadzenia roweru kilkaset metrów. Na szczęście zjazd wszystko wynagradza. Sama grawitacja dała mi 63 km/h na liczniku przed dohamowaniem.
Źródło św.
Eliasza w bezpośrednim sąsiedztwie drogi jest doskonałym miejscem do
napełnienia wszystkich zbiorników.
Wygląda na to,
że muszę jak najszybciej dostać się do Olkusza. Tam z pewnością znajdę
schronienie przed pierwszą i największą popołudniową burzą tej wyprawy.
Nie zdążyłem
nawet odwiedzić szczytu Przewoźnikowej – jednej z najpiękniejszych skał
wapiennych Jury.
Deszcz dopadł
mnie kilometr przed wsią Zawada I. Pognałem do pierwszego domu i skryłem się we
wnęce przy wejściu. W ścianie wody kryły się gęsto kilku centymetrowe kule
gradowe. Całe szczęście nie dość zmrożone. Uderzenia nie były bardzo dotkliwe.
Po godzinie
mogłem ruszać, obserwując chmury pary toczące się nad rozgrzaną ziemią. Dzień zbliżał
się ku końcowi. Tymczasem powinienem dostać się do Kluczy przed godziną 19
gdzie umówiłem się z przyjaciółmi na grilla.
Po drodze
świeżo zabezpieczona ruina zamku Rabsztyn. Budowla została doprowadzona do stanu
umożliwiającego udostępnienie jej turystom. Jeszcze wiele warowni czeka by o nie
zadbać.
Kolejnym
istotnym punktem wyprawy były okolice Bydlina. Twierdza obecnie w remoncie.
Jakkolwiek to zabrzmi - wyjątkowo atrakcyjnym dla oka wydał mi się cmentarz i
kaplica z XVIII w.
Podczas
podróży liczne flagi przypominają, że majówka to przede wszystkim święta pracy,
flagi i konstytucji.
Odczekałem
kilka minut pod wiatą przy parkingu i wybrałem się do Ogrodzieńca, gdy deszcz
nieco zelżał.
Ogrodzieniec
to perła wśród Jurajskich zabytków i symbol tej krainy. Tego dnia zamek
szturmowały tysiące turystów.
W okolicy
znajduje się także drewniana twierdza Birów i Skalne Miasto. Najwyższy szczyt 515,5 m n.p.m. i jedno z
wielu rewelacyjnych ścianek wspinaczkowych, w które obfituje Wyżyna Krakowsko –
Częstochowska.
Góra Zborów
położona przy drodze 792 była dla mnie odkryciem tej podróży. Przewspaniały
widok na dziesiątki ogromnych skał wapiennych wynagradzał wszelkie trudy
podróży. Poszarpany szczyt bardzo mocno góruje nad okolicą, pozwalając dojrzeć
zamki Bąkowiec i Bobolice.
Drugi dzień
podróży zakończyłem oglądając świeżo odbudowany zamek Bobolice. Grzęda Mirowsko
– Bobolicka to rozciągnięte na 2
km wybrzuszenie skalne, na którego końcach znajdują się
bliźniacze zamki. Legenda głosi, że pomiędzy zamkami ciągnie się tunel. Okolica
ta należy do najwspanialszych na Jurze.
Widok na zamek
z namiotu. Następnego
dnia postanowiłem wstać już o 4:30 by szybko zdobyć ostanie 50 km i Jasną Górę w Częstochowie. Niestety deszcz padał aż do 8
rano.
Odświeżona
deszczem okolica zamku Mirów. Ta twierdza czeka w następnej kolejności na
odbudowę przez rodzinę Laseckich.
Normalnie taka
droga na Maratonie MTB nie byłaby niczym nadzwyczajnym i pokonałbym ją ze
średnią prędkością przekraczającą 20 km/h. Zważając jednak na nagromadzone
zmęczenie i ciężki plecak – odcinek między Moczydłem a Suliszowicami był
prawdziwym wyzwaniem.
Po drodze
odwiedziłem pozostałości ciekawego zamku zbójeckiego Ostrężnik. Pod skałą bije
okresowe Źródło Zdarzeń.
Na szczęście
deszcz odpuścił. Pogoda pozwoliła zwiedzić olbrzymi masyw skalny będący
podwaliną największego obszarowo zamku na Jurze. Niestety ze średniowiecznego
Olsztyna zostały tylko 2 wieże.
Można
poświęcić kilka godzin na kontemplacji wzgórza zamkowego i widoku na Sokole
Góry oraz Częstochowę. Zostało już
niecałe 20 łatwych kilometrów. Po drodze mijałem ciekawe Góry Towarne – jeden z
najbardziej wysuniętych na północ obszarów z charakterystycznymi skałami
wapiennymi.
W okolicach Częstochowy w głębokim lesie postanowiłem położyć się na plecach. Musiałem
trochę odpocząć. Zostało jeszcze tylko 9 km, ale bagaż ciążył niesamowicie. Widok na
drzewa i niebo był swoistym pożegnaniem z dziczą.
Przed 15
przejechałem obok starego rynku w Częstochowie i dojechałem do Jasnej Góry.
Pokonałem w sumie 230km ze średnią prędkością 14,5 km/h. Jurajski szlak
rowerowy Orlich Gniazd to jedna z najważniejszych tras polskiego rowerzysty –
turysty. Świetnie oznaczona, różnorodne rodzaje dróg: leśne, szutrowe, czasem
dla wytchnienia asfaltowe. To była najlepsza majówka.
Moja grupa przeniosła się na www.team.cyklo.pl
Relacja ukazała się także na www.koloroweru.pl
Moja grupa przeniosła się na www.team.cyklo.pl
Relacja ukazała się także na www.koloroweru.pl