poniedziałek, 21 maja 2012

Powerade w Wałbrzychu. Relacja Aleksandry Grunholz


Najciekawszy i najtrudniejszy maraton (z całych czterech) na jakich byłam. Znowu start na trasie Mini, które tym razem miało 26 km. Przeprawa niesamowicie atrakcyjna - dużo przewyższeń, dużo stromych podjazdów (podejść?), wąskie single tracki, właściwie tylko jeden techniczny zjazd, przejazd przez podziemny, słabo oświetlony tunel (pierwszy raz jechałam rowerem NIC nie widząc), na dobicie niekończące się podjazdy pod koniec trasy - cudowne! Kilka momentów było dla mnie dziwnych : 1. Przejazd honorowy przez Wałbrzych. Zrozumiałam, że ma być to spokojny przejazd przez miasto, a ściganie ma się zacząć po wyjeździe z miasta (przy bramce kontrolnej). Źle zrozumiałam - część osób wyrwała do przodu. 2. Długie kolejki przed nieco trudniejszymi podjazdami oraz oczywiście przez podejściami. W momentach oczekiwań robiła się atmosfera piknikowa, puls spadał, skupienie na "ściganiu się" oraz "dawaniu z siebie wszystkiego" uciekało - czas zyskany na podjazdach traciłam na czekaniu (w takich momentach czułam, że jadę Mini i że jest to raczej przedsmak niż sam wyścig MTB, no ale w końcu jest).  Dodatkowo osoby, które przybyły później przepychały się do przodu. To trochę odbierało mi przyjemność z jazdy oraz motywację. Wystarczyło jej jednak na 5 miejsce w mini K2 (na 16 zawodniczek).


Pogoda znowu świetna, atmosfera na trasie (pomijając przepychających się zawodników) wspaniała, widoki na trasie - naprawdę niezłe.
Oby więcej takich maratonów!

+ ciekawa, wymagająca trasa
+ świetne miasteczko zawodów z wielkim zielonym trawnikiem
+ atmosfera
+ parking przy starcie

- kolejki przed podjazdami (podejściami) oraz zjazdami
- pętla honorowa Mini + Mega