poniedziałek, 11 czerwca 2012

Krótka relacja z Piechowic

Dla Oli Grunholz Bike maraton po raz pierwszy.
Dystans mega po raz pierwszy (51km, 1500m przewyższeń).
Nigdy więcej mini - dłuższy dystans - dłuższa zabawa!
Ogólnie: wrażenia bardzo pozytywne.
Trasa: Łatwa (w pamięci mam ciągle Wałbrzych). Widoki świetne. Na początek wielki podjazd - dzięki temu stawka się odpowiednio rozciąga i każdy ma miejsce, by jechać w swoim tempie.
Potem ostry zjazd, przyjemne, szybkie single tracki, kamienie, szutry. Trudny odcinek ze śliskimi korzeniami, na którym bardzo łatwo o glebę (oczywiście - zaliczona). Po drodze długie podjazdy, czasem trochę bardziej strome  - wszystko do podjechania. Bardzo długi, szybki zjazd po szutrze - duża, długa frajda.  Pod koniec znowu trudny zjazd najeżony kamieniami - świetna sprawa. W międzyczasie wąska rynna, w którą wpada koło (gleba), więcej zjazdów i podjazdów. Po drodze bufety z bardzo miłymi ludźmi stojącymi z baniakami cieczy w pogotowiu, do wyboru woda albo enervit (ble). Od razu po wyścigu przysłano sms'a z wynikiem (zmieścić się w pierwszej trzysetce, to jest dopiero satysfakcja ;)).
Amatorka się rozkręca - kilka maratonów, oraz dużo cennych wskazówek od doświadczonego zawodnika, z którym ostatnio dojeżdżałam na zawody, pozwoliły poprawić technikę jazdy. Ostre zjazdy wywołują uśmiech na twarzy zamiast strachu, bardziej strome podjazdy dają satysfakcję, gdy się uda je pokonać bez schodzenia z roweru. Byle przeżyć do następnego wyścigu.
(kolejne wyzwanie: mega u Golonki)

+ dużo toitoi + kran gdzie można się umyć
+ posolili makaron przy gotowaniu
+ duży parking blisko startu

Entuzjazm spowodowany pokonaniem dłuższej trasy sprawił że nie potrafię wykazać minusów.
galeria organizatora